- Making Services Work for Poor People, World Bank, Washington DC, 2004 s. 3
- Benjamin M. Friedman, The Moral Consequences of Economic Growth, New York, 2005
- Kiedy Niemcy poradzą sobie z bezrobociem?” Wywiad Bartosza T. Wielińskiego z prof. Michaelem Bolle Gazeta Wyborcza 2006.02.09
- J. Reykowski „Niebezpieczeństwa filantropii” Życie Gospodarcze, Nr 40/1994
Szkoła Główna Handlowa
Katedra Międzynarodowych Studiów Porównawczych
Al. Niepodległości 164
Budynek "F", pokój 13
02-554 Warszawa
telefon: (0-22) 337 90 00 w. 9345
telefon: (0-22) 337 93 45
Ekonomia i etyka państwa socjalnego
Składniki i odmiany państwa socjalnego
Najpierw chcę powiedzieć nie wpadając w pedanterię, że nie ma czegoś jednorodnego, co można by nazwać państwem socjalnym, czy – jak to się również mówi - „państwem dobrobytu”. Nie ma więc podziału – jednorodne państwa socjalne i państwa niesocjalne, albowiem istnieje wielość różnych postaci tego, co nazywa się państwem socjalnym.
Ale - jak w ogóle zdefiniować ten twór? Jednym z większych błędów jest definiowanie tworów człowieka, w tym rozmaitych konstrukcji instytucjonalnych poprzez deklarowane cele, bo wtedy łatwo padamy ofiarą manipulacji, biorąc życzenia za rzeczywistość, albo przyjmując za dobrą monetę deklamacje demagogów. Dlatego trzeba definiować państwo socjalne (i wszelkie inne twory człowieka) w sposób niewartościujący - poprzez mechanizmy instytucjonalne. W przypadku państwa socjalnego widzę trzy takie konstytutywne składniki:
- Wydatki (transfery) socjalne, które mają z kolei dwie części. Pierwszą stanowią rozmaite zasiłki pieniężne, po angielsku nazywa się je „transfers in kind”. Tu mieszczą się emerytury, jeżeli nie są one efektem wcześniejszego oszczędzania, tylko podatków - składek, płaconych w ramach tzw. systemu repartycyjnego; tu są najrozmaitsze renty, które są tak samo finansowane, tu są zasiłki od bezrobocia, zasiłki pogrzebowe, rodzinne itd. itd. Drugą część stanowią dobra, za które nie płacimy bezpośrednio, ale przez podatki: darmowa, - w cudzysłowie - służba zdrowia, darmowa edukacja, itd. itd.
- Podwyższone podatki, które są konsekwencją wydatków socjalnych. Za wszystkie dobra rzadkie trzeba płacić. Jeżeli nie finansuje się ich z własnej kieszeni, to opłaca się je poprzez podwyższone podatki. Do początku dwudziestego wieku relacja wydatków i podatków do PKB zwykle nie przekraczała dziesięciu procent, za wyjątkiem okresów wojen. A potem, szczególnie po II wojnie światowej wzrosła w krajach rozwiniętych od trzydziestu do sześćdziesięciu procent PKB. Jedyną praktycznie tego przyczyną był rozrost wydatków socjalnych.
- Najrozmaitsze regulacje, czyli przepisy, które są często nazywane socjalnymi. Najwięcej z nich dotyczy stosunków między pracodawcą a pracobiorcą, czyli czegoś, co się nazywa rynkiem pracy. Te przepisy czasem tak regulują ów rynek, że on zanika – każdy rynek to jest masa indywidualnych negocjacji między dostawcami i odbiorcami określonego dobra, co wymaga odpowiedniego zakresu swobody umów. Jeżeli się ją nadmiernie zawęża, to nie ma rynku, choć ciągle się o tym rynku mówi. W przypadku „rynku” pracy chodzi szczególnie o trzy typy regulacji. Jak wygląda poziom ochrony przed zwolnieniem tych, co mają pracę? Czy obowiązuje urzędowa płaca minimalna, a jeśli tak, to na jakim poziomie? Wreszcie, jaki występuje rodzaj negocjacji zbiorowych, czyli wykraczających poza negocjacje między indywidualnym pracobiorcą a indywidualnym pracodawcą. Czy owe zbiorowe negocjacje dotyczą poszczególnych branż i sektorów, czy też całego kraju?
Wymienione trzy składniki przyjmują różne stany i, w efekcie tworzą mnóstwo odmian państwa socjalnego. Na ten temat jest też wiele typologii, którymi tu Państwa nie będziemy nużyć, bo to jest mało produktywne. Warto natomiast zauważyć, że nie ma jakiegoś jednorodnego europejskiego modelu socjalnego – i oby tego zresztą nie było, bo byłoby to niebezpieczne z punktu widzenia wpływu na wzrost gospodarczy krajów biedniejszych. Między krajami OECD występują duże różnice, co do skali i struktury państwa socjalnego. Na przykład, większość ludzi sobie wyobraża, że na jednym z krańców są kraje skandynawskie (w tym Szwecja), na drugim krańcu ten „kowbojski” kapitalizm w Stanach Zjednoczonych.
Tymczasem taki obraz jest fałszywy. Pod pewnymi względami państwa skandynawskie są bliższe Ameryce, bardziej wolnorynkowe, niż Niemcy, Francja i Włochy. Mają więcej wolnego rynku, zwłaszcza rynku pracy, szczególnie Dania. Ale z drugiej strony są podobne do Włoch, Francji, Niemiec pod względem poziomu wydatków socjalnych, choć mają różne ich struktury; różnice szczegółowe mogą mieć bardzo duże praktyczne znaczenie. Mówię do tej pory o państwie socjalnym w odniesieniu do krajów nazywanych rozwiniętymi, ale trzeba powiedzieć, że największy rozdźwięk między deklarowanymi celami, a rzeczywistością, występuje w Trzecim Świecie.
Największym nieszczęściem dla biednego kraju jest rozdęte i źle zbudowane państwo socjalne – bo nie wyjdzie wtedy z biedy. Takie państwo istnieje na przykład w Brazylii, co sprawia, że koszty pracy są tam o tyle podniesione, że pracownicy są drodzy i Brazylia w porównaniu z Azją, rozwija się dosyć wolno. Mamy swojego rodzaju państwa socjalne w Afryce. Na czym to polega? Że jest dużo „darmowej” edukacji na szczeblu wyższym. To znaczy, że kształci się sfrustrowaną elitę, która następnie albo wznieca bunty, najczęściej pod hasłami marksizmu, albo emigruje. Natomiast bardzo mało przeznacza się z budżetu na edukację podstawową. Wydatki socjalne służą więc bogatszym. Jest to ogólniejsze zjawisko - badania pokazują, że wiele państw socjalnych w biedniejszych krajach potęguje nierówności dochodów, bo transfery socjalne idą od biedniejszych do bogatszych. W Indiach występują ogromne nierówności, nie tylko ze względu na system kastowy, ale także ze względu na hinduskie państwo socjalne. Kieruje się tam wielkie dotacje do rolnictwa pod hasłami pomocy biednym chłopom - ale w gruncie rzeczy bardziej korzystają z tego bogatsi farmerzy. Oprócz tego w Indiach występują niesłychane usztywnienia rynku pracy - nie można zwolnić pracowników, nawet w przedsiębiorstwie prywatnym – co przyczynia się w tym biednym kraju do bezrobocia.
O charakterze państwa socjalnego w Trzecim Świecie świadczy cytat z niedawnego opracowania Banku Światowego: „...podczas, gdy rządy poświęcają około jedną trzecią swoich budżetów na zdrowie i oświatę, to bardzo niewielka część tego trafia do biednych ludzi, a zwykle trafia to do osób niebiednych...". W Indiach dwadzieścia procent najbogatszych ludzi uzyskuje trzy razy więcej od państwa socjalnego, niż dwadzieścia procent najbiedniejszych. Istnieją także problemy, jak się zachowują ci, którzy świadczą darmowe usługi, czyli finansowane z podatków. Zwykle jest tak, że gdy się za coś nie płaci, to trudniej wymagać i ten, co świadczy usługi, zdaje sobie z tego sprawę; może to prowadzić do różnego rodzaju wypaczeń. Dla przykładu: w Bangladesz, w państwowych szkołach siedemdziesiąt cztery procent nauczycieli w ogóle nie przychodzi do szkoły. W Utar Pradesh, jednym ze stanów Indii, związki zawodowe nauczycieli sprzeciwiły się temu, aby rodzice i ich przedstawicielstwa mogły mieć jakikolwiek wpływ na warunki zatrudniania i pracy nauczycieli. Ogólniej mówiąc, związki nauczycieli są często największą przeszkodą w reformach szkół. Dotyczy to m.in. bogatej Kalifornii, a nie tylko Utar Pradesh. W Meksyku, w 1989 roku rozpoczęto realizację programu o nazwie, która może wzbudzać w Polsce zainteresowanie, a mianowicie „Narodowy Program Solidarności”. Przeznaczano na to 1,2 PKB, czyli ogromną sumę. Po sześciu latach zbadano efekty i okazało się, że redukcja biedy, czyli to, co było zadeklarowanym celem, wyniosła tylko trzy procent, możliwy maksymalny efekt redukcji biedy oszacowano na sześćdziesiąt cztery procent. Gdyby te same pieniądze rozdzielono po równo wśród biednych i bogatych, to redukcja biedy wyniosłaby trzynaście procent. Czyli program „solidarności” trafił do bogatszych. Pokazuje, to kolejny raz, jak nie należy swoich ocen opierać na deklarowanych celach państwa socjalnego.
Rozrost państwa socjalnego
Skąd to państwo socjalne się wzięło? Jak ono narosło? Jest ono przede wszystkim tworem dwudziestego wieku. Początków państwa socjalnego szuka się zwykle u Bismarcka. Chcąc pobić socjalistów ich własną bronią wprowadził on darmowe, czyli finansowane przez podatki ubezpieczenia socjalne. W czasach, Bismarcka średnia długość życia była krótka, a w związku z tym zaoferowanie komuś państwowych emerytur po przekroczeniu sześćdziesiątego, czy sześćdziesiątego piątego roku życia nie było wówczas kosztowne. Demografia się w międzyczasie trochę zmieniła. Gdy popatrzymy na dane, to jaki obraz się rysuje?
Największe przyspieszenie wydatków socjalnych w krajach rozwiniętych nastąpiło po II wojnie światowej, a zwłaszcza między 1960 a 1975 rokiem. Prawidłowość jest mniej więcej taka, że potem wydatki jako odsetek PKB osiągały maksimum, te maksima w zależności od kraju były na różnym poziomie. Następnie omawiana relacja zwykle się zmniejszała, choć nie do poziomu znanego z początku dwudziestego wieku. Co ten wzorzec pokazuje? Pokazuje, że nie można przyjmować za nieuchronność, że państwo socjalne rozrasta się w nieskończoność. Co by to zresztą znaczyło? Ano, znaczyłoby, że podatki zbliżałyby się do stu procent dochodu – gdyby wszystko było darmowe.
Jeżeli spojrzymy na Polskę, to widzimy, że wskutek zablokowania wielu prób reform mamy obciążenia dużo wyższe, niż te, które miała Szwecja, Dania, Niemcy, Francja wówczas, gdy te kraje miały zbliżony poziom dochodu na mieszkańca, co dzisiaj my. Szwecja, gdy się szybko rozwijała, była krajem o gospodarce wolnorynkowej i do lat dwudziestych dwudziestego wieku miała udział obciążeń podatkowych w PKB taki, jak Stany Zjednoczone.
Z czego wziął się rozrost państwa socjalnego? Czy był to skutek biedy? Nie, gdyż ten rozrost następował podczas szybkiego rozwoju gospodarki. Owszem, na Zachodzie było dużo biedy w dziewiętnastym wieku. Czy dlatego, że nie było jeszcze wówczas rozwiniętego państwa socjalnego? Nie, dlatego, że kapitalizm był we wczesnej fazie i nie zdążył dać większych owoców. To dzięki kapitalizmowi dochód na głowę Wielkiej Brytanii i w innych krajach, gdzie wprowadzono kapitalizm, po raz pierwszy w historii, zaczął się systematycznie i na masową skalę rosnąć. Jeżeli nie bieda wywołała rozrost państwa socjalnego, to co? Pojawiła się ostatnio hipoteza, że państwo socjalne rozwijało się właśnie dlatego, że był wzrost gospodarki, bo ów wzrost miał powodować, że ludzie byli bardziej skłonni - poprzez państwo - dzielić się swoimi pieniędzmi - czyli bardziej skłonni byli płacić większe podatki. Interesująca teza, ale moim zdaniem dosyć naciągana. Ostatnio ukazała się książka znanego amerykańskiego ekonomisty Benjamina M. Friedmana – nie mylić go z Miltonem Friedmanem – która próbuje taką tezę wykazać.
Moim zdaniem rozrost państwa socjalnego wynikał ze splotu czynników. Trzeba bardziej konkretnych badań historycznych i ekonometrycznych, aby móc powiedzieć, jakie czynniki jaką odgrywały rolę poszczególnych krajach. Tu wymienię takie, które zdają się być wspólne dla wszystkich. Po pierwsze: rywalizacja polityczna w warunkach umasowienia prawa wyborczego. Samo masowe prawo wyborcze nie oznacza oczywiście, że nie da się państwa socjalnego ograniczyć - w niektórych krajach to zrobiono. Ale było czynnikiem sprzyjającym jego ekspansji. Gdy popatrzymy na historię, to widzimy, że obietnicami socjalnymi posługiwali się politycy o różnej ideologicznej orientacji. Bismarck nie był socjalistą, ale wprowadził socjalistyczne reformy, bo chciał pobić socjalistów ich własną bronią. Teoria grup nacisku, jedna z części ekonomii pokazuje, w jaki sposób może dojść do takich licytacji socjalnych. Trzeba dodać, że miało to miejsce również w państwach niedemokratycznych – dyktatorzy lubią być zwykle popularni wśród mas. Drugim czynnikiem była bardzo dobra sytuacja gospodarcza wtedy, kiedy to państwo socjalne narastało, od lat sześćdziesiątych do mniej więcej siedemdziesiątego piątego roku ubiegłego stulecia. Był to złoty wiek gospodarki światowej, w tym gospodarki europejskiej – to pomagało finansować wydatki socjalne i wydawało się, że nie będzie żadnych problemów. Po trzecie: korzystna wówczas sytuacja demograficzna. Nie było jeszcze widocznego problemu starzenia się społeczeństwa, który od pewnego czasu coraz bardziej narasta. Po czwarte: bardzo silne wpływy ideologiczne. Wybitny ekonomista, Alberto Alessina, Włoch, jak nazwisko sugeruje, ale profesor Harvardu, przebadał przyczyny narastania państwa socjalnego w Europie na tle Stanów i doszedł do wniosku, że nie da się pominąć o wiele silniejszej roli marksizmu w tym pierwszym regionie. I nie chodzi tu bynajmniej o oficjalny marksizm w byłych państwach socjalistycznych – chodzi na przykład o jego wpływy w elitach opiniotwórczych we Francji, Włoszech, Niemczech. Jawny czy utajony, marksizm jest podstawowym źródłem antykapitalizmu, tak bardzo rozpowszechnionego w Europie Zachodniej. Działały także inne wpływy ideologiczne. Kto był twórcą rozgałęzionego państwa socjalnego? Mussolini we Włoszech – dawny socjalista. Model państwa Mussoliniego został w dużej mierze przeniesiony do Ameryki Łacińskiej. Tak np. Peron w Argentynie i Vargas w Brazylii na nim się wzorowali. Wreszcie, do rozrostu państwa socjalnego przyczyniała się pewnego rodzaju asymetria. Gdy się już raz uchwali ustawy, która ludziom określonego kręgu daje pieniądze lub darmowe usługi, to dużo trudniej to potem wycofać. Dlatego państwo socjalne często rozwijało się skokowo. Jakiś splot okoliczności ideologicznych, czy personalnych – bo bywają, niestety zdolni demagodzy – powodował skok, a potem bardzo trudno cofnąć wzrost wydatków. Dlatego niezwykle niebezpieczne i moralnie godne potępienia jest wprowadzanie nowych programów socjalnych, jeżeli – o czym za chwilę – da się powiedzieć, że będą one prowadzić do niekorzystnych skutków, np. wzrostu bezrobocia.
Wspomniałem o ogólnych siłach, które wszędzie działały, ale one działały z różnym natężeniem, co tłumaczy różne wielkości, a także strukturę – państwa socjalnego w różnych krajach. Na przykład: z badań wynika, że w Stanach Zjednoczonych państwo socjalne, choć rozbudowane w porównaniu z dziewiętnastym wiekiem, jest jednak, jak na razie, mniej rozbudowane, niż w krajach Europy Zachodniej. Dlaczego?
Przytacza się tu różne hipotezy. Po pierwsze: większa mobilność ludzi, zarówno przestrzenna, jak i zawodowa, większa równość szans (badacze zastanawiają się, czy tak jest rzeczywiście, czy ta różnica utrzymuje się na korzyść Ameryki). Owa większa mobilność przyczynia się do innych postaw, jeżeli chodzi o ocenę biedy. Europejczycy są przeciętnie o wiele bardziej skłonni obarczać czynniki zewnętrzne. Amerykanie częściej uważają, tak jak ludzie z epoki wiktoriańskiej, że ludzie, którzy są z jakichś powodów biedni, sami się do tej sytuacji doprowadzili – czyli nie ma tak łatwego rozgrzeszania. Warto by może przy okazji powiedzieć, że jeżeli popatrzy się na badania socjologów, którzy starają się odzwierciedlić, co ludzie myślą o swoim życiu – czy są zadowoleni z życia, czy nie – to okazuje się, że przeciętny poziom deklarowanej satysfakcji z życia w Stanach Zjednoczonych jest ponad dwa razy wyższy, niż przeciętny poziom w krajach Unii Europejskiej. Kontrastuje to z całą tą antyamerykańską propagandą, która pokazuje Stany Zjednoczone jako dżunglę.
Reformy państwa socjalnego
Jak powiedziałem, dane pokazują, że państwo socjalne narastało, ale - przynajmniej w niektórych krajach zaczęło być ograniczane poprzez rozmaite reformy. Na czym one polegały? Po pierwsze, ograniczono wydatki socjalne, aby zmniejszyć napięcia w finansach państwa. Jeżeli dzisiaj słyszymy w Polsce, że można ograniczyć globalne wydatki budżetu bez tykania wydatków socjalnych, to trzeba powiedzieć, że ktoś nas wprowadza w błąd (a może i siebie samego), bo wydatki socjalne są u nas około sześć razy większe, niż administracyjne. Po drugie, reformy polegały na eliminacji, lub przynajmniej łagodzeniu patologii. Wydatki socjalne nie tylko prowadzą do podwyższonych podatków, ale także często deformują bodźce. A ludzie racjonalnie reagują również na patologiczne bodźce, wpadając w złe dla siebie sytuacje. A więc starano się ograniczać owe patologiczne bodźce, zwłaszcza takie, które zniechęcały ludzi do poszukiwania pracy, albo zwiększały liczbę samotnych matek, rodzących dzieci. To ostatnie zjawisko wystąpiło np. w Stanach Zjednoczonych i dopiero reforma Clintona je usunęła. Przedtem było tam tak, że samotna matka, która urodziła dziecko, dostawała mieszkanie, a oprócz tego za każde dziecko były zasiłki. Okazało się, że takie bodźce zwiększały, zwłaszcza w środowiskach biedniejszych, liczbę samotnych kobiet rodzących dzieci, co poprzez nienajlepsze środowisko rodzinne miało konsekwencje dla następnych pokoleń. I wreszcie trzeci składnik reform – to usuwanie usztywnień rynku pracy, czyli nadmiernych ograniczeń w umowach między pracodawcami a pracobiorcami. Chodziło tu głównie o zmniejszanie kosztów pracy i łagodzenie restrykcji przy zwolnieniach pracowników oraz - w niektórych krajach - obniżanie płacy minimalnej, która, jeśli jest wysoka, to przyczynia się do bezrobocia. Po trzecie: reformy zwykle były podejmowane pod wpływem narastających zjawisk kryzysowych. Na ile wcześniej, niż kryzys wybuchł, zależało od konfiguracji politycznej, tzn. na ile wcześniej udało się skutecznie przeciwstawić populistom, czy demagogom, którzy bronili rozdętego państwa socjalnego. Reformy były zwykle reakcją na narastania zjawisk kryzysowych - reagowano na narastanie problemów budżetowych, na podniesione, długofalowe bezrobocie, na jaskrawe nadużywanie zasiłków.
To ostatnie dotyczyło różnych krajów: Niemców też można zdemoralizować. W Niemczech pojawiło się określenie „Sozialbetrug”, czyli „oszustwo socjalne”. W Szwecji gwałtownie wzrosła liczba Szwedów na chorobowym, choć wskaźniki zdrowotności się poprawiły. W 1955 r. na jednego Szweda przypadało 12 dni chorobowego na rok, a w 2001 r. - 32 dni. Wreszcie, taką siłą, która przyczynia się do presji na reformowanie państwa socjalnego są ruchy ludności między krajami. Ludzie głosują nogami. Tak np. w Niemczech w ciągu ostatnich lat następuje odpływ ludzi wysokokwalifikowanych do Stanów Zjednoczonych. Z interesującego artykułu w „Gazecie Wyborczej” wynika, że po zjednoczeniu się Niemiec wyemigrowało stamtąd 1,8 miliona ludzi, a po dojściu Hitlera do władzy przez następne parę lat 0,5 miliona. Dużo Francuzów mieszka w Londynie i mówi, że nie wróci do takiej Francji – i to jest jakaś presja. Z drugiej strony, presję wywiera napływ ludzi biedniejszych do krajów bogatszych.
Wszyscy oglądaliśmy niedawno w telewizji sceny rozruchów we Francji. Z czego się to wzięło? To nie tylko z tego, że Francuzi przyjmowali wcześniej miliony ludzi, zwłaszcza z Afryki. To nie wystarcza – Amerykanie przyjmują miliony Meksykanów i oni znajdują w USA zatrudnienie. We Francji obowiązuje francuski model socjalny, jego cechą są wysokie płace minimalne i spore zasiłki, gdy ktoś nie pracuje. Wskutek takiej kombinacji socjalnej w niektórych przedmieściach połowa, lub więcej ludzi nie pracuje, a jest na zasiłku. A to są młodzi ludzie, na dodatek innej kultury, innego wyznania. Łatwo sobie uświadomić, jaka to tykająca bomba. Te różne zjawiska kryzysowe, które się pojawiały i przyczyniały się do reform państwa socjalnego, nie były wyłącznie rezultatem jego narastania, inne czynniki też działały. Na przykład w Danii i Holandii nie tylko rozrastało się państwo socjalne, ale przez lata 70 – te prowadzono taką politykę, której w Polsce domagają się wszyscy ci, którzy mówią: trzeba „pobudzać” gospodarkę, tzn. zwiększać wydatki budżetowe i prowadzić politykę łatwego pieniądza. W efekcie wybuchły tam w latach 70 - tych kryzysy, a to doprowadziło do dość głębokich reform w tych krajach, zarówno państwa socjalnego, jak i polityki makroekonomicznej.
Prawdopodobnie nie mówiłoby się teraz o duńskim modelu socjalnym, gdyby nie te wcześniejsze, narastające problemy w gospodarce. I wreszcie, jak powiedziałem, to gorsza sytuacja w gospodarce światowej, wolniejszy wzrost, także stwarzały presję na reformowanie państwa socjalnego.
Skutki rozrośniętego państwa socjalnego
Zanim przejdę do głównych typów skutków, chcę wyodrębnić ich trzy rodzaje, w zależności od mechanizmu i rozkładu w czasie. Pierwszy polega na tym, że zachowanie odkształca się pod wpływem patologii bodźców. Jeżeli się, na przykład, dostaje przez długi czas zasiłek od bezrobocia - który na dodatek jest dość wysoki – to, jak pokazują badania, choć sytuacja jest nieprzyjemna - zmniejsza to intensywność poszukiwania pracy, a w związku z tym ludzie dłużej są bezrobotni. I nie ma się co na to oburzać. Nie oburzamy się zwykle na to, że deszcz pada. Natura ludzka jest równie obiektywna. Po drugie:, jeżeli ktoś jest przez dłuższy czas z powodów wadliwych bodźców bezrobotny, to coś się z nim dzieje, jego umiejętności się deprecjonują i w miarę upływu czasu ma on coraz mniejsze szanse na znalezienie pracy. Po trzecie: jeżeli w skali masowej pojawiają się wyłudzenia socjalne i długofalowe bezrobocie, to coś się staje ze społeczeństwem, a ściślej - z normami społecznymi; tu docieramy do etyki. Narasta mianowicie akceptacja takich sytuacji jako normalnych, następuje – to także jest wynik wielu badań – erozja etyki pracy i spotęgowanie się postaw, które zwykle nazywa się roszczeniowymi. Tu chciałem zacytować prof. J. Reykowskiego, dobrego psychologa, dawnego wysokiego działacza lewicy: „Jak pokazują badania psychologiczne, sytuacja otrzymywania jakichś dóbr bez wyraźnego osobistego wkładu może wywoływać poczucie niższości. Broniąc się przed nim ludzie wykazują tendencję do pomniejszania wartości tego, co otrzymują, a także przypisują negatywne cechy i niskie motywy tym, od których otrzymują.” W żadnej mierze nie należy traktować tego jako zniechęcania do prywatnej filantropii, ale jako pewien przyczynek do poglądu, że rozrost państwa socjalnego nie pozostaje bez wpływu na normy społeczne, czy rozpowszechnione w społeczeństwie postawy.
Mamy więc trzy mechanizmy: reagowanie na bodźce – to następuje szybko i systematycznie. Natomiast erozja umiejętności, odkształcenia norm następują później i pytaniem empirycznym jest, jak szybko można to zmienić. Dość szybko można chyba odwrócić postawy, gorzej z umiejętnościami. Tu naprawa wymaga większego wysiłku, i dlatego gdy dojdzie do długofalowego bezrobocia, to rzeczywiście najczęściej są potrzebne specjalne programy, by z tym narosłym problemem sobie poradzić. Z tego wynika jeden główny wniosek: unikać takiej polityki socjalnej, która produkuje długofalowe bezrobocie. Najważniejsze to nie szkodzić. Skutki danego modelu socjalnego trzeba określać dla tych samych warunków działania. Za niepoprawne uznamy z pewnością porównywanie szybkości jednego samochodu, który jedzie po autostradzie z szybkością drugiego, który porusza się po wertepach. A podobny błąd popełnia się porównując np. skutki modelu duńskiego w Danii ze skutkami modelu amerykańskiego w Stanach Zjednoczonych. A tymczasem, gdyby model duński zainstalować w Stanach Zjednoczonych, to przy takim samym napływie emigrantów do Stanów, jak obecnie - byłoby tam o wiele większe bezrobocie. Czyli: zawsze trzeba patrzeć, jakie są warunki. Model duński może sprawdzać się w gospodarce, której ludność w wieku produkcyjnym jest stagnacyjna. Łatwo mieć niskie bezrobocie, jeśli jest coraz mniej ludzi w wieku produkcyjnym, gdy siła robocza się kurczy. Gdyby, co gorsza, zainstalować w Stanach Zjednoczonych model francuski, to byłoby ogromne bezrobocie wśród biedniejszych ludzi, bo wysoka płaca minimalna by ich wyeliminowała z rynku pracy.
Jakie mamy główne typy skutków rozrośniętego państwa socjalnego? Te skutki narastają w miarę rozrostu owego państwa i są mocniejsze lub słabsze w zależności od tego, co temu państwu towarzyszy. Po pierwsze: duże i rosnące wydatki socjalne prowadzą do wysokich i rosnących podatków. W naszych dyskusjach o podatkach na ogół zapomina się o wydatkach tak, jakby wysokie podatki brały się ze złej woli polityków. Nie, one biorą się z uchwalania rozmaitych socjalnych prezentów z pieniędzy podatników. A jak wysokie podatki wpływają na długofalowy wzrost gospodarki? Ekonomia nie daje tu jeszcze pełnej odpowiedzi, ale jest praktycznie pewne, że kraj na dorobku, tak jak Polska, z naszymi obciążeniami fiskalnymi: około czterdzieści pięć procent udziału wydatków w publicznym PKB, nie może być gospodarczym tygrysem. Maximum tempa naszego wzrostu na dłuższą metę może wynosić przy tych obciążeniach około cztery procent, ale nie sześć, siedem czy osiem. Wszystkie tygrysy gospodarcze charakteryzowały się m.in. tym, że startowały z niskiego poziomu wzrostu gospodarczego i utrzymywały relację: wydatki i podatki do PKB w granicach dwudziestu procent. Gospodarczym tygrysem był (i jest) Tajwan, Korea Płd., Tajlandia, Hong Kong, Singapur; ostatnio Litwa i Słowacja zmierzają w tym kierunku.
Polska z obecną pozycją fiskalną państwa, która wynika prawie w stu procentach z rozbudowy państwa socjalnego – bo przecież nie za dużo wydajemy na drogi – będzie zostawać coraz bardziej w tyle za swoimi niektórymi sąsiadami. Będzie się rozwijać, ale znacznie wolniej od nich. Co to znaczy dla innych sfer? Kraj o wolniej rosnącej gospodarce nie będzie się specjalnie politycznie liczyć. Siła państwa nie zależy tylko od uroku osobistego ministrów spraw zagranicznych, premierów i prezydentów – ona zależy w ogromnym stopniu od siły gospodarczej kraju. Wolniejszy wzrost gospodarki to oczywiście również wolniejsza poprawa warunków życia, wolniejsze doganianie Zachodu. Po drugie: ciężary podatkowe, zwłaszcza te, które mają postać obciążeń kosztów pracy, hamują wzrost zatrudnienia, rzecz jest znana, nie trzeba tego tutaj powtarzać. Ale i inne elementy państwa socjalnego działają w tym samym kierunku - mówię o ograniczaniu zatrudnienia i tworzeniu długofalowego bezrobocia. Systemy socjalne mają wbudowane pułapki bodźców. To jest bardzo rozpowszechnione. W efekcie osłabiają one motywację do szukania pracy. Bywa też tak, że nie opłaca się przejść od jakichś zasiłków do legalnego zatrudnienia, bo przyrost dochodu, jaki można uzyskać przy tym ruchu, jest niewielki, w skrajnych przypadkach ujemny. Trzeba zapłacić za to, że się pracuje. Największym nieszczęściem, ja powiedziałbym: w sensie moralnym - przestępstwem z punktu widzenia nie tylko efektywności, ale i moralności jest tworzenie patologicznych bodźców, które po pewnym czasie degradują ludzi. Tworzy się je oczywiście zawsze w imię czego? – dobra człowieka; to jest niesłychany wykwit obłudy albo otumanienia. Do wysokiego długofalowego bezrobocia przyczynia się też silna ochrona pracowników przed zwolnieniem. Zmniejsza to skłonność przedsiębiorców do zatrudniania, bo zwiększa ryzyko przyjmowania nowych ludzi do pracy. I wreszcie, wysoka płaca minimalna eliminuje część pracobiorców z rynku pracy. Kogo eliminuje? Nisko wykształconych, czyli właśnie – średnio rzecz biorąc - biedniejszych. Dlaczego eliminuje? Bo człowiek o niskich kwalifikacjach nie może wnieść dużego wkładu do przedsiębiorstwa, więc przedsiębiorstwo nie może mu dużo zapłacić. A jeżeli płaca minimalna jest powyżej owego wkładu, to przedsiębiorstwo po prostu danej osoby nie zatrudni – a więc wysoka płaca minimalna to prezent w postaci braku szans na zatrudnienie dla ludzi o niskich kwalifikacjach. Po trzecie, i to może brzmi paradoksalnie, ale wynika z wielu badań: rozdęte państwo socjalne przyczynia się do narastania nierówności – choć jego ideologia głosi, że zmniejsza nierówności. O jakie nierówności tu chodzi? Otóż stwierdzono empirycznie, w badaniach OEDC, że w tych krajach, gdzie występuje wysokie przeciętne długofalowe bezrobocie, mężczyźni w sile wieku nie są tym dotknięci, tzn. mają równie niski wskaźnik bezrobocia, jak w kraju, gdzie całe bezrobocie jest niskie. To kto, wobec tego, płaci za wysokie bezrobocie? Kobiety i młodzież. Tak jest np. we Francji, w Niemczech, również w Polsce. Jeżeli uznamy te grupy za słabsze, to można powiedzieć, że za rozdęte państwo socjalne płacą słabsi. Drugi niesprawiedliwy podział, to podział na „insiderów” i „outsiderów”. „Insider” to ten, co już ma pracę, a „outsider”, to bezrobotny, to absolwent uczelni, albo szkoły, który jeszcze nie ma pracy.
Im silniej państwa socjalne bronią tych, co już mają pracę, np.: poprzez rygorystyczne przepisy o zwolnieniach, albo duże odprawy, tym gorzej dla „outsiderów”. Albowiem przedsiębiorstwa boją się zatrudniać nowych, ponadto wprowadza się swojego rodzaju apartheid – albo dualizm, jak ktoś woli – mianowicie, uelastycznienie form zatrudnienia dotyczy tylko nowych, a nie tyka się przywilejów, za którymi stoją silnie zorganizowane grupy pracowników. Ci, co to robią, oczywiście cały czas deklamują o „wrażliwości społecznej”. Uleganie dyktatowi silnych, zorganizowanych grup pracowniczych - to jest definicja wrażliwości społecznej często spotykana w Polsce. Dalej, w wielu przypadkach, wydatki socjalne idą bardziej do bogatszych, niż do biedniejszych. tak jest zwłaszcza w Trzecim Świecie, ale nie tylko tam. Wreszcie, rozdęte państwo socjalne pobudza masowe wyłudzenia. Ludzie, którzy pracują, współfinansują te wyłudzenia. Czy jest to sprawiedliwy podział?
Wypychanie społeczeństwa obywatelskiego
Do tej pory pominąłem jeden skutek państwa socjalnego, co do którego jest najwięcej chyba nieporozumień. To nieporozumienie ująłbym tak: wielu, skądinąd inteligentnych, ludzi ma mentalność radzieckiego działacza. Na czym polega mentalność radzieckiego działacza? Na bezrefleksyjnym przyjmowaniu założenia, że jeśli państwo czegoś nie zrobi, to nikt tego nie zrobi. Do niedawna przyjmowano, że jeżeli państwo nie zapewni lemoniady, butów, lub cegieł, to nie będzie lemoniady, butów, czy cegieł. Znam opowieści, chyba autentyczne, o tym, jak radzieckie delegacje jeździły do Stanów Zjednoczonych, widzieli tam znakomite zaopatrzenie w sklepach i pytali: jaki minister, jaki resort za to odpowiada. Otóż mentalność radzieckiego działacza pozostała, jeżeli chodzi o państwo socjalne. Bo jakie jest myślenie? Gdyby nie było państwowych szkół, to rodzice nie posyłaliby dzieci do szkół, a kupowaliby sobie samochody. Albo: gdyby nie byłoby „darmowej” służby zdrowia, to ludzie by się nie leczyli, bo nie kupowaliby usług na rynku. Albo: jeżeli nie byłoby emerytur, finansowanych przecież przez podatki, to ludzie by nie oszczędzali na starość. Albo: jeżeli nie byłoby rozmaitych zasiłków, to ludzie by się nie organizowali w organizacje samopomocy. To jest mentalność radzieckiego działacza. Przyjmuje się za oczywistość to, że bez państwa socjalnego byłaby wielka próżnia, czyli ludzie nie posyłaliby dzieci do szkół, nie leczyliby się, itd. itd. Oczywiście, to jest bzdura – ale jak powszechna!
A jak się przedstawia ta rzeczywistość? Do momentu powstania i narastania państwa socjalnego panowała powszechna bieda. Ale nie ze względu na to, że nie było tego państwa, tylko dlatego że, jak wcześniej powiedziałem, dlatego, że kapitalizm był jeszcze młody i nie zdążył dać większych owoców, choć warunki życia mas w XIX w. wyraźnie poprawił. A jak ludzie odpowiadali na rozmaite zagrożenie, na które ma teraz odpowiadać wyłącznie państwo socjalne? Otóż odpowiadali między innymi przez samoorganizację, przez pomoc w ramach rodziny, przez filantropię, przez indywidualne oszczędzanie itp. To były działania na miarę tamtego poziomu dochodów, ale nie było próżni. Ludzie się leczyli i posyłali w jakiejś mierze dzieci do szkół. A co się stało – i to nie jest spekulacja, bo to można sprawdzić na danych – w miarę rozrostu państwa socjalnego? Czy ono wypełniało próżnię? Nie, wypierało coś, co już było, albo mogło powstać w formach niepaństwowych. Badania pokazują, że powstałe wcześniej organizacje, stowarzyszenia samopomocy były ograniczane w miarę rozrostu państwa socjalnego. Im więcej państwa socjalnego, tym mniej ludzie czują potrzeby, aby coś zrobić samorzutnie. Mają też mniejsze dochody, bo są wyższe podatki, i potęguje się pogląd, że przecież to państwo ma załatwić wszelką opiekę. Czyli rozrost państwa socjalnego blokuje i wypycha rozwój społeczeństwa obywatelskiego. W skrajnym przypadku takiej blokady w miejsce społeczeństwa obywatelskiego powstaje społeczeństwo złożone z klientów władzy politycznej. Tworzy się polityczny klientelizm państwa socjalnego.
Peron w Argentynie doszedł do władzy dzięki głosom biednych, rozdając im socjalne prezenty i sprowadził na ten kraj kolejne kataklizmy gospodarcze. Chavez w Wenezueli idzie obecnie podobną drogą. Ale można szukać przykładów bliżej. W jaki sposób rozrost państwa socjalnego wypycha niepaństwowe formy organizacji? Ludzie kierują się tam, gdzie nie muszą (bezpośrednio) płacić. Z badań, które znam, wynika, że w 1833 roku na płatną edukację dzieci w Anglii przeznaczono jeden procent PKB. Potem, gdy była bezpłatna, czyli finansowana przez podatki: 0,7. Ale przejście do bezpłatnych szkół podcięło szkoły prywatne. Bardzo ciekawa jest także inna historia z Wielkiej Brytanii; przed rozrostem państwa socjalnego rozwijały się tzw. „friendly societies”, czyli: towarzystwa samopomocowe. W 1877 roku miały one dwa – trzy miliony członków, w 1897 – pięć, w 1910 – 6,6 miliona. W miarę rozrostu państwa socjalnego te towarzystwa zanikały.
Etyka państwa socjalnego
Na koniec chcę podsumować aspekty etyczne omawianego tematu. Takie oceny nie powinny się opierać, powtórzę, na celach deklarowanych przez autorów, czy twórców danego bytu. Jak powiedziałem, to prosta droga do tego, by być obiektem manipulacji i sankcjonować często cynizm i głupotę - i chwalić demagogów. Oceny moralne powinny się opierać na ocenie faktów i skutków, które daje się przewidzieć, albo co do których jest dużo badań – czyli nie na pobożnych chęciach, nie na ogłupianiu ludzi – ale na faktach. Jakie są skutki przynajmniej niektórych form państwa socjalnego, które nazywam tu zbiorczo rozrośniętymi – na pewno Polska do nich należy. Po pierwsze: tworzenie długofalowego bezrobocia, a to z kolei przyczynia się do degradacji rodziny i ma szkodliwy wpływ na następne pokolenia. Po drugie: erozja norm etyki pracy i odpowiedzialności. Po trzecie: potęgowanie postaw roszczeniowych, czyli sankcjonowanie sięgania do owoców cudzej pracy. Po czwarte: wypieranie autentycznej solidarności. Pomoc socjalna oparta na rozbudowanym przymusie państwowym nie jest autentyczną solidarnością, jest jej przeciwieństwem. Po piąte: deformowanie społeczeństwa w kierunku politycznej klienteli demagogów, co wypycha społeczeństwo obywatelskie. Rozbudowane państwo socjalne jest efektem złej i niemoralnej polityki. Zwolennicy i autorzy takiego państwa nie mają żadnego prawa do demonstrowania moralnej wyższości w stosunku do tych, którzy się im przeciwstawiają – przeciwnie, zasługują na moralne potępienie. Uważam, że to moralne potępienie, to przeciwstawienie się temu, co szkodzi ludziom, zwłaszcza najbiedniejszym i najsłabszym, powinno być o wiele lepiej zorganizowane, bardziej profesjonalne, i - dzięki temu - bardziej skuteczne.