Niektóre publikacje autora
  • Cena newsa. Nowe, internetowe formy dziennikarstwa; ich potencjał biznesowy, [w:] Zeszyty Naukowe 16, Gospodarka Przedsiębiorstwo Zarządzanie, Wyższa Szkoła Zarządzania i Finansów we Wrocławiu, Wrocław 2003
  • Internet – wielka synteza. Systematyka podmiotów biznesowych, [w:] Lustro mediów. Autokracja wizerunku mediów, Katedra Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego, 2004
  • Powiedzmy to sobie, Podręcznika języka polskiego zaawansowanego dla cudzoziemców, red. Marek Zimnak, wyd. Uniwersytet Jagielloński, Kraków 1995.
Biogram autora

Marek Zimnak, doktor nauk ekonomicznych, praca pod kierunkiem dr. hab. Mariana Jasiukiewicza, prof. AE, zat. „Komunikacyjne i ekonomiczne aspekty polskojęzycznej informacji prasowej w zasobach internetu w latach 1998-2002” obroniona na Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu w lutym 2005.

Bogate doświadczenie praktyczne w obszarze mediów i public relations – wieloletni dziennikarz pism teleinformatycznych, autor programów radiowych i telewizyjnych, współtwórca znanych portali w epoce wczesnego Internetu w Polsce (redaktor naczelny portalu internetowego YoYo.pl , główny koordynator internetowych serwisów finansowych miesięcznika Businessman Magazine, szef public relations wortalu Kopernik.pl, główny konsultant Pierwszego Portalu Rolnego, współtwórca portalu Politechniki Wrocławskiej). Jako szef agencji PR prowadził projektu Y2K na zlecenie TP S.A. (programy telewizyjne, wkładki prasowe, audycje radiowe, skrypty dla call center), wśród klientów ponadto m.in. Telefonia DIALOG, 3M, Axel Springer, Uniwersytet Wrocławski.

Kontakt do autora

dr Marek Zimnak
Uniwersytet Ekonomiczny we Wrocławiu
Biuro Promocji
Szef projektów internetowych
tel. (071) 368 07 88

Internet jako biznes

Marek Zimnak
Powstanie nowej sytuacji komunikacyjnej, jaką stało się pojawienie się w rzeczywistości społecznej internetu, jego obecna pozycja - jako kanału informacyjnego, platformy biznesowej i zjawiska społecznego – postawiło przed naukami społecznymi wiele pytań. Jeśli jednak nawet nie znamy dzisiaj wszystkich odpowiedzi, to naszym obowiązkiem jest dobrze zjawisko rozpoznać, opisać, jak również bacznie śledzić wszelkie zmiany, jakim ono podlega.

Wstęp

myphoto2.jpgUłatwi to znalezienie właściwych odpowiedzi wówczas, gdy stanie się to bardziej możliwe. Tę część rozprawy poświęcamy charakterystyce obecnej sytuacji w polskim internecie i ocenie jego potencjału pod kątem możliwości uzyskiwania korzyści ekonomicznych. Omówimy trendy, grupy biznesowe chętnie inwestujące w swoją obecność w sieci, badania owego biznesowego potencjału, jaki niesie nowe medium, także ruchy kapitałowe w obszarze przemysłu nowych technologii - i to, co z tych faktów może wynikać dla rozwoju internetu nie tylko w naszym kraju.

Niezależnie od współczesnych analiz z pogranicza socjologii, kultury czy ekonomii, technologiczny (a dokładniej: elektroniczny) rodowód internetu jest faktem, który determinuje jego rozwój oraz kształt dzisiejszy i jutrzejszy. Oznacza to, że znaczący (a może decydujący?) nań wpływ mają producenci i dystrybutorzy narzędzi do obsługi internetu, właściciele łącz różnego typu, autorzy oprogramowania, właściciele internetowych pasaży handlowych itp. Ich zachowania biznesowe, sposoby działania, mentalność, dążenia i oczekiwania mają wielki wpływ na rozwój medium, które z kolei wpływa nie tylko na sposoby komunikowania, ale na całą strukturę tkanki społecznej. Ta predykcja nakazuje zlokalizowanie i usystematyzowanie grup podmiotów, tworzących internet, nakazuje prześledzenie najważniejszych cech procesu „stawania się” internetu; nakazuje przyjrzenie się relacjom pomiędzy grupami podmiotów, biorących udział w opisywanych procesach.

podmioty_w_internecie
Rys. 1: Grupy podmiotów tworzących rzeczywistość internetową i charakter relacji pomiędzy nimi

Źródło: opracowanie własne

Internet generatorem dochodów lub kosztów

Podmioty, które osiągają profit z faktu działalności biznesowej na rzecz nowego medium lub działając bezpośrednio w obrębie jego struktur, proponujemy podzielić na grupy według kryterium zakresu działania – od najszerszego. Ułatwi nam to powyższy schemat.

Połączenia globalne

Grupa Pierwsza to globalne systemy satelitarne i telekomunikacyjne węzły dostępowe, zapewniające łączność bezprzewodową i przewodową wszystkim operatorom telekomunikacyjnym na świecie. W zakresie telekomunikacyjnym nie są one zależne od czynników zewnętrznych – tworzą własny spójny system, którego możliwości transmisyjne są produktem oferowanym zainteresowanym. Ktokolwiek chce dysponować szybkim dostępem, musi kupić określone pasmo łączności satelitarnej lub dostęp do węzła. Toteż na naszym schemacie widzimy, że bezpośrednim nabywcą ich usług są operatorzy telekomunikacyjni i dostawcy internetu, odbierający sobie później ten koszt od swoich klientów. Stąd zamieściliśmy ich jako Grupę Pierwszą, która swoje zyski generuje – pośrednio, poprzez operatorów telekomów – od wszystkich użytkowników Internetu. Przykładami takich organizacji są INTELSAT, EUTELSAT czy TeleGLOBE. Ta druga to główna regionalna organizacja łączności satelitarnej obejmująca swym zasięgiem kraje Europy. Organizacja została zainicjowana w 1977 roku. W 1985 roku EUTELSAT stał się organizacją międzynarodową skupiającą 26 krajów członkowskich. Aktualnie Eutelsat posiada 48 udziałowców. Ten globalny operator oferuje usługi przy wykorzystaniu 22 satelitów, przy czym na przestrzeni najbliższych trzech lat planuje umieszczenie na orbicie następnych pięciu. Zastosowana przez spółkę koncepcja konstelacji satelitarnej na pozycji 13°E dla usług dyfuzji programów radiowych i telewizyjnych, na której pracuje pięć satelitów HOT BIRD, przyniosła jej wymierny sukces rynkowy. Usługi świadczone w ramach tego systemu to satelitarne łącza telekomunikacyjne dla sieci publicznych i wydzielonych oraz łącza dzierżawione, okazjonalne łącza transmisji sygnałów z użyciem satelitarnych stacji stacjonarnych i ruchomych, satelitarne dosyłanie i rozsiewanie informacji oraz usługi na rzecz innych systemów satelitarnych.

Między centralą a użytkownikiem

Grupa Druga czyli operatorzy telekomunikacyjni i dostawcy internetu. Są to bardzo często te same podmioty. Prześledźmy tą sytuację na przykładzie podmiotów polskich. W naszym kraju zarówno TP S.A., Dialog jak i Netia dostarczają klientom indywidualnym i korporacyjnym zarówno łącza telekomunikacyjne, jak i dostęp do internetu. Praktyka ostatnich lat dowiodła, że dostawca telekomunikacyjny musi – jeśli chce się liczyć na rynku – być również dostawcą internetu. Nie działa to w drugą stronę – liczni dostawcy internetu, tak zwani ISP (Internet Service Provider) nie zajmują się telekomunikacją, co znacznie osłabia ich pozycję na rynku. Muszą płacić operatorom za łącza ceny komercyjne, co – po uwzględnieniu własnych zysków – czyni ich usługi droższe. Trend zatem rysuje się tu widoczny – ISP będą upadać w miarę, jak operatorzy będą wprowadzać dostęp do internetu jako swoją usługę standardową. Dzisiaj jest ona jeszcze rzadkością. SDI czyli szybki dostęp do internetu, oferowany przez TP S.A. za 160 złotych brutto miesięcznie i jednorazową opłatę instalacyjną poniżej jednego tysiąca złotych zamówiło sobie do roku 2003 ok. 30 tysięcy osób, a zatem ułamek procenta abonentów. W kolejce stoi nowe rozwiązanie – Neostrada, które jest szybsze, nieco droższe, ale i nie do końca sprawdzone. Każde półrocze przynosi zmiany w tym obszarze. Zanim usługa stanieje i się upowszechni – ISP będą funkcjonować. Potem, jako właściciele swoistego „know-how” (aczkolwiek dobrze u operatorów rozpoznanego) albo zostaną przez telekomy inkorporowani, albo nie wytrzymają praw rynku. Podobnie wygląda sytuacja w innych krajach.

Aspekt najbardziej materialny

Grupa Trzecia to producenci sprzętu teleinformatycznego. Od specjalizujących się w produkcji komputerowej gigantów jak Intel, IBM, Hewlett-Packard, DELL, przez producentów osprzętu umożliwiającego funkcjonowanie wszelkich sieci telekomunikacyjnych – czyli Cisco, Alcatel, Siemens, Nokia do olbrzymiej rzeszy mniej znanych fabrykantów kabli światłowodowych, monitorów, kart sieciowych, graficznych i dźwiękowych, kamer, głośników, mikrofonów, drukarek, skanerów itd. W krajach uboższych – jak u nas – udział w rynku tych „no name” produktów sięga 60 procent rynku. W olbrzymiej większości powstają one w bezimiennych fabryczkach Dalekiego Wschodu i przeciekają do Europy najróżniejszymi kanałami. Wszelkie dane ilościowe i statystyczne tego obrotu liczonego zarówno walutowo jak i jednostkowo są zaledwie przybliżeniami. Jedno jest pewne – każdy użytkownik Internetu, czy w domu, czy w korporacji, musi mieć przed sobą komputer z monitorem, do którego wpięta jest karta sieciowa, od której tradycyjny czy nowoczesny kabel ADSL prowadzi przez serię hubów i switchów do jakiejś centrali telefonicznej. To jest pewne. Chętnych w Polsce przybywa rocznie kilkaset tysięcy, a miliony na świecie, co obrazuje skalę dochodów, jakie na Internecie osiąga ta grupa.

Intelektualna nakładka na sprzęt

Grupa Czwarta - twórcy oprogramowania internetowego, które jest tylko częściowo tym samym, czym oprogramowanie informatyczne. Jak ważna to część dochodów internetu dowodzi wieloletnia walka o rynek internetowy między dwoma potentatami w produkcji oprogramowania czyli Microsoftem [1] i Netscape’em. Obie firmy wyprodukowały swoje przeglądarki o nazwach Microsoft Internet Explorer i Netscape Nawigator, będące podstawowym narzędziem każdego użytkownika nowych mediów. Przeglądarka to jest to miejsce na naszym monitorze, w które wpisujemy adres internetowy. Wygraną walkę o „rząd dusz” Microsoft przypłacił paroletnim procesem sądowym i nadal realną groźną podzielenia firmy na kilka mniejszych. Wyrok uzasadniany jest działaniem monopolistycznym Microsoftu, a więc wymuszaniem na klientach stosowania swojego produktu, ponieważ został on decyzją właścicieli strukturalnie przywiązany do systemu operacyjnego Microsoftu, dominującego na rynku. Wypada dodać, że potentat z Redmond zaryzykował takie rozwiązania mając świadomość możliwych konsekwencji prawnych. Chodzi o stawki najwyższe. Zdominowanie rynku bezpłatną praktycznie dzisiaj przeglądarką Internet Explorer pozwoli dyktować warunki za jakiś czas. Ważną częścią rynku oprogramowania tworzonego dla potrzeb internetu są także wyszukiwarki, pozwalające błyskawicznie znajdować potrzebne dane w rosnącym lawinowo gąszczu informacyjnym. Także wyszukiwarki nie są produktem, za który należy wprost płacić konkretne kwoty. Można z nich bezpłatnie korzystać, a niektóre z nich biją już rekordy szybkości, przeglądając w poszukiwaniu potrzebnego hasła kilka milionów stron w ułamku sekundy, jak to czyni wyszukiwarka GOOGLE. Stanowią one znakomity magnes dla wszystkich przeszukujących bez przerwy olbrzymie zasoby internetowe. Są „bramą wjazdową” do wszelkiej informacji, przez którą każdy musi przejść. Nie trzeba znawcy psychologii społecznej by wiedzieć, że takie miejsce jest szczególnie wrażliwe na wszelkie towarzyszące informacje o charakterze reklamowym czy promocyjnym. Toteż nakłady na stworzenie coraz to nowych produktów tego typu zwracają się – lub już wkrótce zwrócą – może nie wprost opłatą za pakiet z płytą CD w środku, ale pośrednio w rozlicznych transakcjach wiązanych, stanowiących treść mnóstwa aliansów, inkorporacji, wrogich i przyjaznych przejęć na rynku producentów oprogramowania internetowego. I wreszcie ważna, nieobecna przed erą nowych mediów grupa podmiotów znajdująca dochód w niematerialnej produkcji na rzecz internetu. To firmy zajmujące się rejestracją domen, tworzeniem systemów bezpieczeństwa sieciowego, podpisem elektronicznym. Twórcy tego typu oprogramowania mają prosty tytuł do wystawiania faktur kupującym. Dają im w zamian możliwość używania internetu w zakresie znacznie większym, niż tylko przeglądanie zasobów serwerów na świecie. Pozwalają zaistnieć indywidualnie, z własnym, bezpiecznym adresem, pod którym możemy zarówno dokonywać autoprezentacji, jak i komunikować się ze światem na każdym poziomie, z zarządzaniem finansami włącznie.

Pieniądze nie tylko wirtualne

Do Grupy Piątej zaliczamy te z podmiotów działających bezpośrednio w internecie, które wykorzystują to medium dla celów zwanych e-biznes i e-commerce (handel elektroniczny)[2]. Znajdziemy tu zarówno wielkie organizacje gospodarcze, które uznały, że sposób prowadzenia działalności przez internet poszerza ich możliwości dotarcia do innych podmiotów rynkowych i tworzy im wygodniejsze warunki współpracy. Nie rezygnują one z tradycyjnych form prowadzenia działalności gospodarczej. Można wymienić największe banki, które wprowadziły rozliczenia między sobą a klientami i innymi bankami tą drogą, działalność marketingową i reklamową rozmaitych korporacji. Działalność typu e-commerce uprawiają coraz liczniejsze sklepy internetowe, sprzedające książki, płyty, wczasy, kwiaty, aczkolwiek regulacje prawne w naszym kraju nie ułatwiają im życia, a jeszcze bardziej utrudnią po wejściu do UE . Granice między oboma typami działalności zacierają się dość często, szczególnie w przypadku dużych organizacji działających zarówno biznesowo na wielką skalę, jak i posiadających tzw. pasaże handlowe. Pewnym ułatwieniem w rozumieniu różnicy między znaczeniem pojęć e-biznes i e-commerce (widzimy tu niekonsekwencje już na poziomie zapisu fonetycznego) może być przytoczenie innych dwóch używanych dzięki internetowi pojęć. Typ działalności „business to business” nazywany potocznie B2B oznacza wszelkie kontakty handlowe pomiędzy organizacjami komercyjnymi. Działalność „business to customer”, określana również B2C oznacza praktycznie sklep sprzedający klientom towary i usługi poprzez sieć. Zatem w pewnym uproszczeniu przyjąć możemy, że B2B to e-biznes, natomiast B2C to e-commerce czyli handel elektroniczny. Skala obu zjawisk jest trudna do uchwycenia. Istniejące badania odnoszą się do sytuacji sprzed co najmniej kilku miesięcy, a już w momencie ich zbierania dezaktualizowały się one praktycznie z dnia na dzień. Punktem granicznym będzie sytuacja, w której wszystkie firmy uznają swoją obecność w internecie za przydatną i podejmą ją, jak również gdy wszystkie możliwe towary i usługi będą tą drogą osiągalne – przynajmniej na poziomie ich zamawiania.

Prasa internetowa

Grupa Szósta to media rozumiane jako środki masowego przekazu, czyli miejsca działalności informacyjno-publicystycznej tworzonej przy pomocy dziennikarskich środków wyrazu – dla szerokich kręgów odbiorców – po to, by osiągnąć cele społeczne, polityczne i ekonomiczne założone przez wydawców. Cechą podstawową, która zadecydowała o wysokiej przydatności internetu dla działalności medialnej, okazała się nieograniczona pojemność serwerów. Z punktu widzenia informatycznego zarówno artykuł prasowy, jak i audycja radiowa czy telewizyjna mogą być nieograniczenie wielkie, choć internet wykształcił już swoje własne gatunki dziennikarskie . Bezproblemowy jest również dostęp do archiwów redakcyjnych, wysoka szybkość ich przeszukiwania; prosta weryfikacja wszelkich danych poprzez inne medium, błyskawiczny kontakt z odbiorcą. Lista zalet ma wiele punktów i widać tu tematy na liczne oddzielne opracowania. Faktem jest, że dzisiaj każde ważne medium ma swoją emanację internetową. Drugim - że powstały nowe media, obecne tylko w internecie – noszą nazwy portali, wortali, e-zinów, serwisów tematycznych, witryn informacyjnych . Ich przyszłość jest narażona na nieco większe ryzyko, ponieważ tradycyjne media mogą na ogół wesprzeć finansowo swoją obecność w internecie, a media wyłącznie internetowe muszą „wyżywić się same”, co powoduje duży ruch na scenie – powstają nowe gazety internetowe, giną stare, rodzą się nieoczekiwane sojusze, zawężenia działalności, rozszerzenia o elementy e-commerce itd. Rynek mediów internetowych będzie się z pewnością pozycjonował i stabilizował w miarę, jak będą rosły dochody czerpane z funkcjonowania właśnie w ten sposób. Dzisiaj wydawcy muszą się zadowolić osiąganiem celów niekomercyjnych. Do prób skomercjalizowania – niezbyt na razie udanych – działalności medialnej należą: zamieszczanie reklam przy artykułach i czatach oraz na stronach głównych, sponsoring poszczególnych części serwisu, płatny dostęp do archiwum (Gazeta Wyborcza, Rzeczpospolita, Puls Biznesu, Rzeczpospolita, kolejni), płatna subskrypcja newsów, sprzedaż tematycznych raportów i innych opracowań (na zasadzie e-commerce) jak również sprzedaż konta osobistej poczty w swojej domenie, choć jest to na razie często cena równa 0 zł.

Szeregowi Posiadacze Domen

Grupa Siódma, o najsłabszej kondycji fizycznej, gdyż musi opłacić wszystkie grupy wyżej wymienione (patrz schemat), to bezpośrednio działające w internecie podmioty, posiadające swój oryginalny adres. Znajdujemy tu zarówno podmioty usiłujące sprzedawać różne towary czy usługi (e-commerce), witryny informacyjne i magazyny rozrywkowe usiłujące sfinansować swoją obecność reklamami i sponsorami, strony korporacji, które traktują swoją obecność w Internecie albo jako zwykłą prezentację albo już jako element e-biznesu, znajdujemy mnóstwo stron organizacji społecznych, politycznych administracyjnych czy oświatowych, które nie osiągają dochodu wprost lecz pośrednio – poprzez sam fakt takiego komunikowania o swojej obecności i rodzaju aktywności. Znajdujemy wreszcie wielką ilość stron osób prywatnych, z których znakomita większość robi to, co robi, dla celów hobbystyczno-rozrywkowych, ale znane są coraz liczniejsze przypadki skutecznej działalności biznesowej, prowadzonej tą drogą przez osoby prywatne.

Tylko koszty

Tą grupą są wszyscy indywidualni użytkownicy internetu, dla których nie jest i w przewidywalnej przyszłości nie będzie on źródłem dochodów. Dla tej, największej liczebnie części społeczności internetowej jest on natomiast źródłem korzyści niematerialnych – informacyjnych, edukacyjnych, hobbystycznych. Ale nie za darmo. Ta grupa ponosi koszty utrzymania całej infrastruktury opisanej w poprzednich punktach. Jest w stanie ten koszt unieść, jako że działa tu efekt skali. „Bierna” część społeczności internetowej liczy dzisiaj setki milionów ludzi na całym świecie i wszyscy oni – przypomnijmy, co pisaliśmy wyżej – muszą mieć komputery z monitorami, wpięte do sieci za pomocą karty sieciowej, a na monitorach wyświetlają się - nierzadko przez wiele godzin dziennie – treści spod wielu znanych adresów internetowych.

Cechy procesu „stawania się” Internetu

Przedstawione powyżej grupy podmiotów, funkcjonujące w internecie i dla internetu, w każdej godzinie i minucie przyczyniają się do „stawania się” nowego medium. Stawania się również coraz powszechniejszym środkiem: komunikacji międzyludzkiej, prezentacji światu podmiotów najróżniej zorganizowanych, pojedynczych indywiduów, pomysłów na wszelkie możliwe rodzaje aktywności ludzkiej. Owo „stawanie się” jest cechą naszej rzeczywistości niezbyt dobrze dostrzeganą i dość często lekceważoną. Jeśli chcemy podkreślić wagę owego „stawania się”, powinniśmy przyjrzeć się zjawisku i spróbować określić jego najważniejsze przymioty.

Wszechobecność

Ta cecha „stawania się” internetu jest w pełni rozkwitu; można nawet założyć, że - już istnieje w pełnym wymiarze. Nie mamy obiektywnych mierników wszechobecności internetu, nie mamy nawet pomysłu na takie mierniki. Ale jeśli w pole zapytań uznanej wyszukiwarki wpisujemy którekolwiek słowo obecne w największych słownikach językowych, to zawsze otrzymujemy jakiś rezultat – a najczęściej jest to wiele rezultatów. Zatem w sferze języka wszechobecność jest faktem. Nie jest pewne, czy jest zawód, hobby czy inna dziedzina ludzkiej aktywności, która nie zostałaby jeszcze opisana i nie miała swojej emanacji w sieci. Mają swoje strony astronauci i kanalarze, producenci bumerangów i prezydenci. Poprzez sieć można ukończyć studia i wyprodukować bombę atomową. Prowadzi się skomplikowane operacje chirurgiczne i wymienia znaczki. Mamy już za sobą pierwsze udane próby prowadzenia głosowań w niektórych krajach demokratycznych tą drogą. Wszechobecność jest limitowana biedą – dostęp do sieci kosztuje. Ale to jedyne ograniczenie.

Globalizacja

Cecha to szczególna, dotyczy części podmiotów z wyżej wymienianych grup, a nazwaliśmy tak ich predyspozycję do przejmowania zadań przynależnych do podmiotów z innych grup. Przykład: operator telekomunikacyjny udostępnia internet. Następnie na swojej korporacyjnej witrynie zachęca do ściągnięcia darmowego oprogramowania, potem zarejestrowania sobie konta poczty elektronicznej w domenie zarządzanej przez siebie. Potem pojawia się tu sklep z telefonami, następnie z komputerami, z oprogramowaniem, kącik dla hobbystów. Możemy sobie założyć bankowe konto z poziomu tejże strony. Każdy nowy obszar działalności biznesowej umacnia pozycję danej korporacji, daje jej na przyszłość narzędzia do łatwiejszego podporządkowywania sobie kolejnych segmentów rynku. Zjawisko dotyczy nie jedynie operatorów. Potężny producent oprogramowania zaczyna produkować sprzęt, pewnie niedługo kupi podupadającą sieć telefonii komórkowej, oczywiście już na swojej stronie sprzedaje produkty; przeczytamy tam również najnowsze wiadomości – niegdyś tylko z rynku IT, potem biznesowe, dzisiaj wszelkie, w tym sportowe i polityczne. Podmiot startujący na rynku jako reprezentant Grupy Trzeciej, jest dzisiaj na nim obecny również jako członek Grupy Drugiej, Czwartej, Piątej i Szóstej. Tendencja jest powszechna. Cechą bycia podmiotem na rynku internetowym jest konieczność stałego rozszerzania swojej obecności na wszystkie pozostałe dziedziny.

Inkorporacja

Ta cecha „stawania się” internetu wiąże się ściśle i bezpośrednio z wymienioną poprzednio. Jak na słynnym obrazie Piotra Breughela - wielkie ryby pożerają małe. Procesy te z ekonomicznego punkty widzenia są w pełni uzasadnione: początkująca firma bardzo zdolnego programisty nie ma szansy rozwinięcia swojej produkcji bez dodatkowych nakładów. Dochodzi do inkorporacji małej firmy , programista zyskuje duże honorarium, fotel wiceprezesa, środki na badania. Wielka firma zyskuje kolejny know-how, który w postaci dobrze opakowanego i wypromowanego towaru sprzeda zgarniając lwią część zysku. Duzi stają się coraz więksi; największe korporacje, mające wielki wpływ na rozwój samego internetu bądź produkowanych dla niego narzędzi, osiągają budżety wielkości średniej wielkości państw i jako takie zaczynają praktycznie funkcjonować - z wszystkimi konsekwencjami tego faktu.

Optymalizacja

Mowa o optymalizacji metod produkcji, marketingu, sprzedaży. Dobrym przykładem jest działalność producenta procesorów, amerykańskiej korporacji Intel. Kolejne generacje tych „serc” komputerów cechuje większa moc obliczeniowa, czyli większa ilość operacji matematycznych dokonywanych w jednostce czasu. Wiadomo, że firma ma na swoich deskach projektowych gotowe rozwiązania wyprzedzające o dwie, trzy generacje procesory, sprzedawane aktualnie jako „najnowsze”. Kolejna generacja, zapakowana, z przygotowaną kampanią medialną, czeka w magazynach, aż zakończy się sprzedaż obecnych „najnowszych”. Gdy pieniądze zostaną ściągnięte z rynku i statystyki sprzedaży odnotują znaczący spadek, zaczyna się przygotowania do wprowadzenia nowego produktu na rynek. Społeczność internetowa poddawana jest systematycznie kolejnym kampaniom, związanym nie tylko z procesorami. Dotyczy to również pozostałych, materialnych i niematerialnych produktów obecnych w internecie. Argumenty obecne w kampanii powtarzają się – proponuje się potencjalnemu nabywcy szybszy komputer, stabilniejsze łącza, pojemniejsze dyski, pewniejsze systemy antywirusowe, bardziej intuicyjne domeny, najszybsze subskrypcje newsów itd. A społeczność internetowa właśnie tego chce i profit jest pewny – trzeba tylko zdążyć przed konkurencją. Optymalizacji podlega każdy ruch na drodze od pomysłu do kieszeni klienta.

Efektywność

To pojecie wiąże się z poprzednim, czyli z optymalizacją, ale cechuje raczej te działania zakończone sukcesem rynkowym, w których jakość oferowanego towaru niekoniecznie jest najwyższa. Sukces jest pochodną innych czynników – świetnego marketingu, najlepszych narzędzi promocyjnych i odpowiedniego przygotowania public relations. Rekordy efektywności bije korporacja produkująca oprogramowanie (systemy operacyjne i programy użytkowe) - Microsoft. Ilość błędów i zbędnych utrudnień w kolejnych wersjach programów tej firmy była bardzo duża; stosować trzeba było różne tzw. „łaty”, wymieniać elementy programów, przepraszać użytkowników na całym świecie. Firmie zdarzały się kompromitujące wpadki, łącznie z dopuszczeniem do hakerskich włamań do swoich zasobów. W niczym to nie zmniejszyło wyników sprzedaży Microsoftu – korporacja wykupuje kolejne mniejsze firmy software’owe, opanowuje następne segmenty rynku, coraz większe kwoty przeznacza na promocję swoich rozwiązań. Nie wydaje się, żeby zagrożeniem dla jej rynkowych sukcesów była idea „Open source”, reprezentowana choćby przez zwolenników systemu operacyjnego Linux, jakkolwiek by nie była szlachetna.

Macdonaldyzacja

Tym kolokwialnym określeniem nazywamy cechę, która nosi już inne, również kolokwialne określenie „hamburgeryzacja”. Niestety, nie spotkaliśmy w polskiej literaturze adekwatnego określenia. Pojęcia te oznaczają taką formę sprzedaży, która nie wymaga od kupującego głębszej refleksji ani znajomości rzeczy kupowanej. Wiadomo mu tyle, ile musi wiedzieć – że dany towar spełnia jego konkretne zapotrzebowanie. Jeśli do towaru doda się jeszcze rozmaite „gratisy” w rodzaju darmowego konta, drukarki albo programu antywirusowego, to „hamburger” jest dobrze doprawiony i chętnie kupowany. Dobrym przykładem takich działań jest personalizacja serwisów internetowych. Chętny wypełnia ankietę, według której codziennie dostanie do swojej elektronicznej skrzynki pocztowej serwis informacyjny, składający się z czterech najważniejszych wiadomości politycznych, dwóch gospodarczych i jednej sportowej. Założenie jest następujące – jeśli jesteś człowiekiem zajętym, to nie masz czasu czytać ani kupować prasy. Wystarczy, że raz dziennie, koło godziny 16:00 zajrzysz do poczty i już będziesz wiedział wszystko, co dla ciebie ważne. Ktoś inny pomyśli i wybierze za ciebie. Idea polega również na tym, że w świecie mnóstwa towarów o zbliżonej jakości i funkcjonalności nie jesteśmy w stanie dokonać w sensownym czasie dobrego wyboru i z ulgą przyjmiemy pomoc każdego, kto sprawia wrażenie, że się na czymś zna (czego zresztą również nie mamy - na ogół - czasu sprawdzić).

Schematyczność schematów czyli w stronę Wielkiej Magmy

Warto ponownie spojrzeć na nasz pomocniczy schemat, zamieszczony na początku rozdziału, po lekturze powyższych akapitów. Dopiero teraz w pełni widać uproszczenia, jakie zaryzykowaliśmy na wstępie po to, by wywód zyskał na przejrzystości. Bowiem w przedstawionym schemacie zanegować można zarówno klarowne podziały między grupami, jak i kierunki finansowych relacji, które je łączą. Wiemy już, że jeśli nawet przynależność grupowa któregoś z podmiotów, działających na internetowym rynku, jest dzisiaj zgodna z rzeczywistością, to jutro już może nią nie być, a przyczyny zmian mogą być różnorakie – od banalnego bankructwa, poprzez inkorporowanie innej firmy, bycie inkorporowanym przez inną firmę, rozszerzenia działalności na inne grupy połączone z likwidacją – lub ograniczeniem - działalności pierwotnej. Rzeczy komplikują się jeszcze bardziej, gdy analizuje się przepływy finansowe w obrębie przedstawionego schematu. Każdy podmiot każdej z grup wchodzi w rozliczne relacje finansowe z przedstawicielami wszystkich pozostałych grup. Microsoft działa wpięty w potężne sieci, które do niego nie należą (dzisiaj), kupuje komputery i rejestruje swoje kolejne poddomeny w firmie www.register.com, uiszczając rozliczne płatności. wobec operatora dominującego – choć dostarczy nam łącza telefoniczne i internetowe do domu, sprzeda nam także komputery przez swój portal i pozwoli odpłatnie zarejestrować adres pocztowy jas@kowalski.pl przez swoją spółke zależną – musi kupić centrale w Siemensie, routery w Cisco, a systemy bilingowe w Prokomie i Comarchu, wykupić udziały w Eutelsacie, sprawić sobie firewalle itd. Wszystkie podmioty na każdym z pięter naszej struktury żyją w silniej symbiozie z pozostałymi tworząc sieć zależności i powiązań, konkurując i kooperując na poziomie niespotykanym do tej pory w historii światowej ekonomii. Ten ostatni przymiotnik jest jak najbardziej na miejscu – zależności obejmują cały świat i co najwyżej będą się powiększać na Kosmos, nie malejąc na Ziemi. Toteż patrząc na nasz wyjściowy schemat dostrzegamy jego podstawowy błąd – dwuwymiarowość. Tymczasem opisywany świat jest wielowymiarową, migotliwą strukturą, inną w każdym analizowanym momencie. Pojawienie się w świecie internetu nowego podmiotu, nowego produktu lub usługi, nowego rozwiązania marketingowego narusza całą strukturę, zmuszając wszystkie pozostałe podmioty do rewizji swoich dotychczasowych sposobów postępowania.

Znakomity fizyk amerykański i noblista Stephen Hawking usiłuje analizować, co działo się w naszej części Wszechświata w momencie Wielkiego Wybuchu. Jego konstatacje obarczone są wielką dozą przypuszczeń i prawdopodobnie błędami, co sam przyznaje. Byłyby obciążone jeszcze większymi, gdyby swoich ustaleń dokonywał w momencie samego Wybuchu. To, co robimy usiłując rozpoznać istotę internetu, dość często przypomina taką właśnie sytuację.


Projekt jest częścią serwisu internetowego Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie tylko za zgodą właściciela.
Design: Centrum.pl